Kucałam przy niej. Łzy spływały po moich policzkach,
zasłaniały widok. Ręce, którymi trzymałam dłoń babci niepokojąco drżały.
Nagle wpadł Tom i od progu zadał pytanie.
-Co się stało? Sammy, dlaczego krzyczysz? O Boże…! –
krzyknął ujrzawszy moją babcię na podłodze.
-Czy… Czy… Cz-czy ona… - jąkał się z twarzą bladą jak
ściana.
-Nie wiem! Nie wiem, Tom! Błagam cię, pomóż! Zrób coś…
Widząc moją minę szybko wyjął telefon z kieszeni i wybrał
numer.
-Halo? Pogotowie…
Wpatrywałam się w obraz na ścianie, na którym byłam ja i
moja babcia i nagle wszystko jakby się urwało…
Uderzyłam głową o podłogę, a w następnej chwili ujrzałam nad
sobą jakiegoś łysiejącego faceta w czerwonym kaftanie.
-Jak się panienka czuje? – zapytał ze specyficznym akcentem.
Pewnie walijskim. – Już lepiej?
Dałam mu znak dłonią nie oznaczający w prawdzie nic, po czym
zaczęłam się rozglądać.
-Jest panienka w ogromnym szoku. I jeszcze to omdlenie…
Proszę okryć się tym kocem. – założył mi na ramiona uderzająco pomarańczowy
koc.
-Gdzie moja babcia? – zapytałam z trudem. Mój głos wydawał
się zamglony. – Co z nią?
Mężczyzna z łysinką spojrzał na mnie niepewnie. Wziął
głęboki wdech i odparł.
-Ekhm. Zanieśliśmy ją do karetki. Eee, gdy weszliśmy od razu
zbadaliśmy tętno. Przykro mi, ale pańska babcia nie żyje… - mówił nie patrząc
mi w oczy. – Przewieziemy ją do szpitala w celu zbadania przyczyny zgonu.
Przypuszczamy, że był to zawał. Naprawdę jest mi przykro, ale nie uda nam się
przywrócić jej do życia.
Już nie krzyczałam, nie pociekła mi ani jedna łza. Czułam
się przygnieciona, wszystkie emocje stały się przymglone.
Babcia nie chciałaby, żebym
rozpaczała… - pomyślałam. – Nie chciałaby,
żebym była nieszczęśliwa. Kazała mi się chronić. Chronić nie znając prawdy…
Po kilkusekundowej ciszy złapał mnie za rękę w celu dodania
otuchy. Nie odebrałam tego inaczej, gdyż miał swoje lata. Po obrączce poznałam,
że ma żonę, ma też pewnie dzieci. Patrzył na mnie z troską, jakbym to ja była
jednym z nich.
-Jesteś w ogromnym szoku. Musimy zabrać cię do szpitala.
Zrobimy kilka badań, damy lek na uspokojenie.
Kiwnęłam głową i po chwili tego pożałowałam. Ból w czaszce
na chwilę mnie omroczył.
-Bardzo mocno uderzyłaś się o posadzkę, gdy upadałaś. Chodź,
w karetce jest też i lód.
Wstałam. Wychodząc zobaczyłam w drzwiach Toma. Uśmiechnął
się, ale w jego oczach dało się dojrzeć tylko ból, niepewność i wiele troski. Kolejny tatuś… - pomyślałam.
Rozmawiał z kierowcą karetki.
-Ale, rozumie pan, jestem jej przyjacielem… - tłumaczył się.
-Ugh, no dobrze. Może pan z nami jechać. – odpowiedział mu gburowaty
kierowca.
Zza drzwi usłyszałam odjeżdżającą na sygnale karetkę. Ciało
mojej babci odjeżdżało w kierunku szpitala…
Wsłuchując się w oddalający dźwięk ambulansu przyłożyłam
sobie lód w miejsce, gdzie wyrósł mi guz.
Tom podszedł i okrył mnie kocem, który zsunął mi się z
ramienia.
Jest on moim najlepszym przyjacielem. Wie o magii. Sam pochodzi
z magicznej rodziny, ale jest charłakiem. Poznaliśmy się jakieś pięć lat temu.
Na naszą klinicznie czystą dzielnice wprowadził się, gdy miałam jedenaście lat.
Na początku nie wiedziałam, że wie o magii, ale kiedy
dostałam list z Hogwartu w jakiś niewyjaśniony sposób się o tym dowiedział. Od
tamtej pory jesteśmy przyjaciółmi.
Zawsze uznawałam go za przyjaciela, nawet za starszego
brata, ale nigdy inaczej. Głównym powodem jest to, że nie w głowie mi chłopcy.
Zwłaszcza teraz…
Drugi powód to mój wiek, mam piętnaście lat. Już niedługo szesnaście. Miałam zacząć swój
piąty rok w Hogwarcie szczęśliwa przygodami, które na mnie czekają i tylko
trochę zasmucona, że muszę zostawiać babcię na dziesięć miesięcy. Ale nigdy nie
pomyślałabym, że to ona zostawi mnie na zawsze…
-Nie bój się, Sammy – mówił mój przyjaciel. – Poradzimy sobie.
Rozmyślając tak usiadłam w karetce obok Toma. Nadal okryta
pomarańczowym kocem, przymknęłam oczy i karetka ruszyła.
Przepraszam, że musieliście czekać tydzień na pierwszy rozdział, ale jestem chora i nie miałam siły pisać. Nie uważam, żeby ten rozdział był nazbyt dobry, ale musiało być małe wprowadzenie w całe opowiadanie. Jest on też krótki, ale będą dłuższe, jak tylko akcja się rozwinie.
Nie wiem, czy w następnym rozdziale będzie już Hogwart, ale będę się starała ubrać to tak, żeby miało sens i było ciekawe.
Przpraszam za wszelkiego rodzaju błędy.
Czekam na komentarze :)
P.S. Tom nazywa Lauren "Sammy", ponieważ nie miałam pojęcia jakie jest zdrobnienie imienia "Lauren", a że na drugie imię ma "Samantha", to pomyślałam, że "Sammy" będzie dobre. Nie wiedziałam, jak to wplątać w treść, więc dodaję postscriptum.
Po pierwsze dziękuję za miły komentarz u mnie oraz za zaproszenie.
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadanie zapowiada się ciekawie. Bardzo ciekawie. Prolog i rozdział pierwszy tak naprawdę nic nie mówią, ale wprowadzają w temat bloga. Już tutaj pojawia się tajemnica. Pochodzenie Lauren. Od pierwszych słów prologu zaczęłam się nad tym zastanawiać.
Masz bardzo dobry styl i duży zasób słownictwa. Błędów nie dostrzegłam.
Opowiadanie zapowiada się, jak już mówiłam, ciekawie. Będę tu zaglądać :D
Pozdrawiam cię serdecznie i czekam na więcej!
to jest nadal aktualne? bo ja widzę wszystko dobrze. może to kwestia przeglądarki?
OdpowiedzUsuńjeśli chcesz możesz spróbować komendy CSS : .tabs-outer {width: 550px}
w miejsce '550'wpisz pasującą liczbę, bo na oko nie jestem w stanie pomóc. ale wydaje mi się, że powinno pasować.
PS: proszę również, abyś dała gdzieś link do mojej szabloniarni.
Dzięki wielkie za wskazówki. Skorzystam!
UsuńPrzepraszam, że nie napisałam, ale potem nie miałam już czasu i od dwóch dni nie wchodziłam w ogóle :)
Mega !
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie :)http://67igrzyskaoczamijulites.blogspot.com/
Dziękuję! Wpadnę :)
Usuń